Pozwól się Kochać,

czyli krótka opowieść o Obliczańskich dniach skupienia.

Wstaję rano – skoro świt. W kącie pokoju spakowany plecak – stały towarzysz moich podróży. Do zobaczenia, krzyczę w progu drzwi i wyruszam. W przedziale pociągu siadam przy oknie. Spoglądam na towarzyszy mojej podróży, jest ich niewielu. Podczas kilkugodzinnej podróży zmieniają się często. Jest jednak czas na rozmowę, poznanie i wysłuchanie. Są też momenty kiedy jestem tylko z Jezusem – sam na sam. Modlę się. Kończąc tajemnice bolesne Różańca Świętego słyszę głos kobiety, proszącej o chleb dla jej dzieci. Spoglądam na jej twarz, w której odnajduję Oblicze Chrystusa – umartwionego i policzkowanego. Tymczasem krajobraz zza szyby pociągu zmienia się diametralnie. Zastanawiam się ile pagórków za mną – tych życiowych zwłaszcza, ile upadków, terenów obojętności i zmarnowanego czasu, pustyń i nizin bezowocnych. Przypominam sobie pierwsze skupienie u Sióstr Obliczanek w Otwocku. Ile wtedy było we mnie lęku, strachu i obaw przed Nieznanym. Dziś wiem, że był to krok milowy – ręka Boga wyciągnięta ku tonącemu. W kaplicy spoglądam nieśmiało na twarz Chrystusa. Zachwycam się Jego spokojnym, pełnym Miłości Obliczem. Odtąd obraz ten zachowuję w sercu. Po dwóch miesiącach wracam na kolejny dzień skupienia. Tym razem, jak się okazuje na miejscu, przeżywanym już nie indywidualnie. Dzielę pokój z młodą dziewczyną, która opowiada mi historię nawrócenia jej ojca. W pamięci pozostaje mi Nawrócenie. Jak się okaże – za kilka godzin Jezus doświadczy i Tym moje serce. Trzeba „umrzeć”, aby Żyć. „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp 1,21). Podczas wieczornego spotkania Jezus zalewa moje serce Miłością – powoli, delikatnie, bez pośpiechu. Towarzyszący mi dotąd lęk znika. Oddaję Mu całe moje życie, a On bierze, ze wszystkim. Tym co we mnie dobre, ale i tym co złe, niedoskonałe, grzeszne. Akceptuje mnie taką, jaką jestem. Przytula i zaczyna prowadzić.

Ze wspomnień wyrywa mnie nagłe szarpnięcie – pociąg staje. Spostrzegam, iż jestem prawie na miejscu. Zdążam na kolejny dzień skupienia u Sióstr Obliczanek. Kiedy po kilkugodzinnej podróży przekraczam próg Domu Pańskiego szukam wzrokiem Jego Oblicza. „Każdy bowiem, kto prosi otrzymuje, kto szuka, znajduje, a kołaczącemu zostanie otworzone.” (Łk 11, 10). Tym razem skupienie przeżywam w grupie kilku osób, a centralnym jego wydarzeniem jest codzienna Eucharystia – spotkanie z Chrystusem utajonym, pełne zjednoczenie, cud Przemiany. W tym miejscu i czasie wszyscy stajemy
z Nim twarzą w Twarz.

Aby usłyszeć Boga, potrzeba ciszy, pozostawienia codzienności „za drzwiami” Jego Domu. Skupiać się to szukać Go poprzez Słowo, z którego rodzi się prawdziwa wiara. „Przeto wiara rodzi się z tego, co się słyszy, tym zaś, co się słyszy, jest słowo Chrystusa” (Rz 10, 17). Usłyszeć to zaufać – bezgranicznie! „Ci, co zaufali Panu, odzyskują siły, otrzymują skrzydła jak orły: biegną bez zmęczenia, bez znużenia idą” (Iz 40, 31). Trwając w ciszy spotykam się z innymi na wspólnych posiłkach, konferencjach; to właśnie w ciszy rozpoznaje się swoje powołanie. Razem we wspólnocie, a jednak każdy z osobna – zostaje dotknięty przez Pana. W ciszy mijam innych na korytarzu, w ciszy uczestniczę w drobnych pracach Domu, w niej wzrastam ku Bogu, powołaniu, drugiemu człowiekowi, ku wolności! „Gdzie jest Duch Pański – tam wolność” (2 Kor 3,17).

Ciesząc się z Bożej obecności chwalimy Go wspólnym śpiewem, modlitwą
na rozpoczęcie i zakończenie dnia, adorujemy w Najświętszym Sakramencie. Jest też czas
na rozmowę z przyjmującymi nas Siostrami i obecnym Ojcem. Dzień skupienia kończymy wspólną kolacją. Wśród nas rodzi się radość, dla mnie osobiście widoczny znak dotknięcia Pana. A potem: „Niech tańcem chwalą Jego imię, Jemu niechaj grają na bębnie i lirze.”
(Ps 149,3).

W niedzielny poranek we wspólnocie dzielimy się wrażeniami, przeżyciami, słowami, jakie skierował ku nam Pan. I niezależnie od tego, czy przeżywamy aktualnie jakieś cierpienie, odrzucenie, pustkę, samotność, „brak życia”, trudności w przebaczaniu, upadek łączy nas jedno – szukamy Miłości, Jego Miłości – prawdziwej, jedynej, która nigdy nie zawodzi i nigdy z nas nie zrezygnuje. Pozwólmy się Kochać!

Mój dzień skupienia jednak nie kończy się wraz z pożegnaniem ze wspólnotą. Ruszam w dalszą drogę. W góry. Wieczorem spoglądam na zaśnieżone szczyty Tatr. Już jutro, wczesnym rankiem wyruszę na szlak. Kolejna lekcja pokory przede mną. Zatopię się w ciszy, poszukam Nieznanego, aż znajdę Niebo.

Bogu za łaskę każdego skupienia niech będą dzięki!

Monika