Weronikę, która otarła Twarz Jezusa na drodze krzyżowej, nazywamy odważną, miłosierną, wyczuloną na cierpienie Odrzuconego, współczującą. Skąd w niej te piękne postawy i taka wrażliwość serca?
Tradycja Kościoła utożsamia Weronikę z osobą znaną nam z Ewangelii. Jest nią kobieta cierpiąca na krwotok. Jej dolegliwość była niezwykle dotkliwa. Upływ krwi był postrzegany w Izraelu jako nieczystość, w związku z tym każdy, kto jej dotknął także stawał się nieczysty (nie mógł uczestniczyć w obrzędach religijnych). Nawet przedmioty, których dotykała stawały się nieczyste (zob. Kpł 15, 19-30). Dwanaście lat życia, jak mówi nam św. Marek, w takiej przeraźliwej samotności i izolacji. Była jednak zdeterminowana w szukaniu wyjścia ze swojego cierpienia, ale pomimo wydania wszystkich oszczędności na lekarzy, którzy tylko zadawali jej większy ból, nie odzyskała zdrowia. Musi się w niej tlić jeszcze odrobina nadziei, bo gdy słyszy o Jezusie, postanawia spróbować jeszcze raz. Oczywiście wiemy, co wydarzyło się dalej. Czy możemy wejść trochę głębiej i zobaczyć, czego Jezus dokonał w jej sercu, uzdrawiając jej cierpiące ciało? Weronika, nie chciała pokazać się Nauczycielowi na oczy. „Jeśli tylko dotknę Jego płaszcza, odzyskam zdrowie”. On jednak, chciał ją zobaczyć. W tym wielkim tłumie ludzi, zagubiona kobieta wyciągająca dłoń przy samej ziemi, zawstydzona od tylu lat, nauczona, że jest bardziej „zagrożeniem” dla innych, że „zaraża”, że jest nieczysta, zostaje uzdrowiona. Tak długo tego pragnęła i stało się. Jednak pomimo tego, że poczuła uzdrowienie ze swojej dolegliwości i tak chciała się ukryć, wstydziła się samej siebie. Jezus wie o tym i woła ją, szuka jej twarzy, chce na nią spojrzeć, chce się z nią spotkać. Niezwykłe jak jest to dla Niego ważne. Pomimo tego, ze przecież właśnie został wezwany do umierającej córki Jara, pomimo tłumu ludzi i uczniów, którzy nie rozumieją Nauczyciela, Jezus chce ją zobaczyć i jakby wydobyć z ukrycia. A ona? Zalękniona i drżąca nie może się już dłużej opierać. Upada przed Nim i wyznaje Mu całą prawdę. I to jest moment kulminacyjny tego wydarzenia! W końcu spotykają się Twarzą w twarz i Serce w serce. Wyznanie prawdy przed drugą osobą łączy się ze strachem, bo zawsze jest ryzykiem. Mogę być przyjęta, ale mogę też zostać odrzucona. Jednak podjęcie ryzyka otwarcia się, jest drogą do prawdziwego doświadczenia miłości. A On? Wysłuchuje jej, patrzy na nią i mówi do niej „Córko”. Niezwykłe ile poświęca jej zaangażowania, uwagi, miłości. Jakby cały świat się zatrzymał i istniała tylko ona. Czy Weronika nie pragnęła bardziej doświadczenia takiej bliskości i takiego podniesienia niż uzdrowienia z choroby? Ale Pan jest hojny!
Serce Weroniki zostało przemienione dzięki temu, że pozwoliła się znaleźć w tłumie, wyróżnić. Pozwoliła, żeby Ktoś patrzył na nią jak na człowieka pełnego wartości. Pozwoliła się wysłuchać i jakże było to głębokie wysłuchanie, skoro później ona sama potrafi wsłuchać się w potrzeby i pragnienia Jezusa na drodze krzyżowej. Pozwoliła się po prostu pokochać i z tego doświadczenia wypłynęła jej postawa, która była odwzajemnieniem miłości. Dała to, co sama otrzymała. Najpierw jednak, przyjęła dar.
Tak się rozpisałam, a chciałam tylko zaznaczyć, że z pustego i Salomon nie naleje. Myślę, że drogą do prawdziwego współczucia i dawania, jest nauczenie się przyjmować je od innych. Pozwolić sobie być słabym i potrzebującym. Pokazać się w prawdzie Bogu na modlitwie, przy spowiedzi i drugiemu człowiekowi. Podjąć ryzyko wejścia w bliskość, która nauczy nas miłości.
Niech Pan obdarzy Was pięknymi spotkaniami, będącymi odbiciem Bożej miłości, darem od Niego. Niech wypełni Was radością odwzajemniania.